Uwiedź swego pracodawcę, czyli speed dating w rekrutacji
Nie ma chyba rekrutera, który rekrutując dla szefa działu nie spotkałby się z opinią „wiesz, wszytko niby fajnie, kompetencje są dobre, doświadczenie ma, ale ja tego gościa jakoś nie czuję”. Po takim zdaniu od dyrektora, każdy rekruter wie, że namawianie go na jeszcze jedno spotkanie z kandydatem i przemyślenie decyzji na nowo mija się z reguły z celem. Antypatia, którą poczuł dyrektor, nie pozwoli mu na sprawiedliwe traktowanie pracownika i tak naprawdę, wprowadzenie pracownika do działu, w którym jego szef nie darzy go sympatią jest zrobieniem mu krzywdy.
Niestety, tego „czucia” kandydata przez dyrektora, nie sposób sprawdzić szybciej niż na rozmowie kwalifikacyjnej – a to wymaga czasu. W Niemczech , postanowiono więc zaadoptować do rekrutacji technikę speed dating.
Technika ta, ma swoje źródło w usługach matrymonialnych. W przypadku doboru partnerów pierwsze wrażenie jest niezwykle ważne i – jeśli jest niekorzystne – nie zaowocuje nigdy miłością. Po co więc tracić czas i ryzykować męczenie się na randkach w ciemno, skoro można w szeregu ustawić 20 kobiet i co 2 minuty zmieniać partnera z którym rozmawiają. Jak zaiskrzy, to spotkają się ponownie – jeśli nie – c’est la vie.
W zaadoptowanej przez Niemców technice chodzi o to samo – aby zaiskrzyło między pracodawcą a pracownikiem. Na pierwszym spotkaniu, spotkało się 50 pracodawców i 100 kandydatów. Każde spotkanie trwało zaledwie kilka minut. W ciągu 2 godzin, każdy kandydat „obskoczył” 50 pracodawców. W efekcie spotkania na wzór speed dating, odbyło się potem 11 rozmów kwalifikacyjnych w wyniku których zaproszono 8 osób na staż a 1 (!) zatrudniono na etat. 1 na 100 to niezbyt udany wynik, ale też było to pierwsze tego typu spotkanie, więc może pracodawcy (lub pracownicy) nie do końca umieli sobie w takiej sytuacji poradzić.
Moim zdaniem, choć pomysł innowacyjny, to jednak romans to nie praca – jakże często książę na białym koniu któremu udaje się nas zauroczyć na pierwszej randce, okazuje się pijącym piwo nierobem spędzającym całe dnie przed komputerem w wyciągniętym szlafroku? Czy takiego pracownika chce pracodawca? A może takiego dostać, jeśli zawierzy „pierwszemu wrażeniu”.
Zdecydowalibyście się na taką formę rekrutacji? Jakie widzicie zagrożenia?
źródło:interia.pl