Płaca minimalna przedmiotem sporów
Nie ma porozumienia między związkowcami a rządem w sprawie płacy minimalnej która miałaby obowiązywać od 2011 roku. A sprawa jest o tyle ważna, że dotyczy statystycznie rzecz biorąc, co 10 tego pracującego Polaka. Miało być 1500 brutto, a prawdopodobnie będzie 1386 brutto, czyli o 69 zł więcej, niż dotychczas. Przynajmniej przekroczymy magiczny 1000 zł netto.
Związki zawodowe postulowały podwyżkę obecnej kwoty – 1317 zł na 1500 zł brutto. Konfederacja Pracodawców Polskich uważa jednak, że to zbyt wiele. Skoro bowiem pracodawcy w obliczu kryzysu mają zwiększać przychody, to obciążanie ich dodatkowymi kosztami, tylko spowolni rozwój. W efekcie, prawdopodobnie podwyżka wyniesie jedynie 69 zł brutto i da w efekcie kwotę minimalną na poziomie 1386 zł.
Podwyżkę, trudno w zasadzie nazwać podwyżką, bowiem średnie płace w ubiegłym roku poszły w górę silniej, niż postulowana podwyżka. Przypomnijmy, że zgodnie z założeniami sprzed kilku lat, powinniśmy dążyć do tego, by pensja minimalna stanowiła 50% średniej pensji w kraju. W zeszłym roku, pensja minimalna stanowiła 42% , ale w tym roku, cofniemy się w rozwoju, bo 1386 zł brutto, to zaledwie 40,72% średniej pensji (liczonej za czerwiec – 3403,65 zł). Wizja tego, że pensja minimalna kiedykolwiek będzie wynosić 50% średniej, coraz bardziej zasnuwa się mgłą.
Cały czas zastanawia mnie krótkowzroczność myślenia KPP – przecież skoro zapłacimy pracownikowi tylko tyle, że stać go na mleko i ser, to ciastek na pewno nie kupi i firma która je robi, splajtuje. Czy płacąc najmniej jak się da można liczyć na wyższe przychody? Czyżby konsumpcjonizm jaki generuje 5% najbogatszych był na tyle duży, by bez znaczenia było to, co wkłada do koszyków kilka milionów najbiedniejszych Polaków?