Będziemy mniej zarabiać
Po okresie kiedy w Polsce zaczynał się już rynek pracownika a nie pracodawcy, czasie w którym pensje rosły szybko, a pracodawcy kusili pracowników nie tylko wysokimi zarobkami, ale również pozapłacowymi dodatkami jak karty fitness, dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne, czy atrakcyjne szkolenia, znów w wielu branżach wchodzimy na rynek pracodawcy, charakteryzujący się lakonicznym stwierdzeniem – „pracujesz za 1500 netto, a jak się nie podoba, to do widzenia”.
Gazeta wyborcza opisała wczoraj kilka przypadków pracowników, którzy tracąc pracę bądź pracując głównie na zlecenia zmuszeni zostali do obniżenia swoich wymagań finansowych nierzadko o 30-40%. W budowlance, w której jeszcze do niedawna trudno było o pracownika, a już na pewno o doświadczonym murarzu za 2 tys. netto można było pomarzyć, można już spokojnie obniżać stawki. Podobnie jest na stanowiskach specjalistów z obszaru reklamy czy marketingu, a rychło niższe pensje dotkną również pracowników działów HR czy szkoleń. W końcu jeśli zwalniamy, to nie ma sensu zatrudniać rekruterów, a jeśli nie ma pieniędzy na szkolenia, to i firmy szkoleniowe będą zmuszone do obniżenia stawek trenerom. Wyborcza przewiduje nastanie ery pracownika za 1500 netto.
Polityka obniżania pensji i wykorzystywania słabej koniunktury de facto obróci się przeciw całej gospodarce. Niższe pensje to bowiem mniejsze wydatki na jedzenie, rezygnacja z kina czy innych rozrywek i przejście z markowej odzieży sklepowej na zakupy w ciucholandzie. Efekt? Zwolnienia w usługach i sprzedaży. Niestety, Polscy pracodawcy nie widzą tej zależności.