A mówią, że od przybytku głowa nie boli
A jak się okazuje, Amerykanów którzy chcą w czasie recesji zatrudniać nowych pracowników, boli. Duża ilość bezrobotnych, to w efekcie spora ilość kandydatów do pracy, a ponieważ niewiele firm decyduje się zwiększyć zatrudnienie to kandydaci piszą CV niemal na wszystkie ogłoszenia ze swojej branży. Wydawałoby się że jest to raj dla pracodawców, ale niestety zamiast cieszyć się z możliwości dostępu do wykwalifikowanej kadry, pracodawcy martwią się teraz tym jak:
- wybrać pracownika spośród setek CV tak aby nie tracić nadmiernie czas i kosztów na poszukiwanie
- zatrzymać zatrudnionego aby (ponieważ jest słabo związany z firmą) nie odszedł za pół roku
- ustalić wartość pracownika i kwotę jego wynagrodzenia (recesja pozwala zmniejszyć wynagrodzenie, ale niesie to ryzyko szybkiej utraty pracownika)
W efekcie, firmy coraz chętniej korzystają z firm doradztwa personalnego i agencji rekrutacyjnych. Niektóre z tych agencji dysponują niezwykle zaawansowanymi technikami określania wartości finansowej pracownika dla firmy. I nie jest to zwykle stosowane w Polsce wyliczenie (które polega na uzyskaniu kompromisu pomiędzy dwoma wyznacznikami: kwocie którą płaci konkurencja i oczekiwaniach kandydata), ale skomplikowane wzory, które biorą pod uwagę takie zmienne jak odpowiedzialność stanowiska, zakres obowiązków, zależność stanowiska od innych stanowisk i ich wpływ na możliwe pogorszenie wyników.
Z doświadczenia Amerykanów można by nieco skorzystać – choć w dość pokrętny sposób, bo od strony kandydata. Zanim podamy swoje oczekiwania finansowe na rozmowie, spróbujmy dowiedzieć się maksymalnie dużo o stanowisku i jego wartości dla firmy i od tego uzależnijmy nasze oczekiwania finansowe.
Źródło: forbes.com