Szef wynajmuje prywatnego detektywa, by śledził pracownika
Praca zdalna, o której coraz więcej mówi się zarówno w Polsce jak i na świecie, nadal jest opcją mało docenianą przez pracodawców. Bardzo częstym powodem niechęci wobec telepracy jest obawa przed tym, że pracownik zamiast pracować, będzie się obijać. Pracodawca, który nie jest gotowy merytorycznie na przyjęcie pracownika zdalnego, może frustrować się brakiem doraźnej kontroli nad jego pracą. Efekt? Niekiedy dość kuriozalny – tak jak w przypadku Rogera Millsa, którego pracodawca kazał śledzić, by sprawdzić czy pracuje on wystarczająco efektywnie.
Na czym w dużej mierze zależy pracodawcy? Na tym, by pracownik pracował efektywnie. W zadaniowym trybie pracy, kiedy pracownik odpowiada za wyniki pracy, rozliczanie jego czasu pracy jest proste. Pracownik ma określony czas na zadanie i powinien się w nim zmieścić. Jak jednak rozliczyć czas niezadaniowo? Skąd pracodawca ma wiedzieć, czy pracownik rzeczywiście pracuje najszybciej jak może, czy też może przez pół dnia się obija, by potem narzekać na to że jest „zawalony pracą”?
Szef Rogera Millsa nie potrafił ocenić efektywności swojego pracownika, któremu sam zlecił pracę zdalną z domu po to, by jego biurko przekazać innemu pracownikowi. Pracodawca nie był jednak najwyraźniej przygotowany na posiadanie zdalnego pracownika i podejrzewając „tumiwisizm”, wynajął prywatnego detektywa by ten, śledził Millsa. Detektyw inwigilował pracownika nie tylko w godzinach pracy, ale również poza nimi. W efekcie śledztwa, pracodawca Millsa – Mid Sussex District Council , zwolnił go za niesubordynację.
Jak nietrudno się domyśleć, Mills skierował sprawę do sądu i za nieuzasadnione zwolnienie otrzymał odszkodowanie w wysokości 66 tys £. W Polsce o takie odszkodowanie raczej trudno, zatem zanim zdecydujesz się na pracę zdalną dowiedz się, czy Twój szef nie jest delikatnym paranoikiem i czy nie ma ryzyka, że każe Cię śledzić.