Raporcik nie zrobiony? A ile się dziś spacerowało po biurze?
Takie pytanie, amerykańskim pracownikom będzie mógł niedługo zadać szef. W trosce bowiem o zdrowie pracowników, będą oni nosić czujniki mierzące ich aktywność fizyczną. W praktyce przełoży się to na pokazanie ile pracownik czasu spędził na siedząco, a ile sobie po biurze wędrował.
Pamiętacie, jak kilka dni temu pisałam o tym, że aż 77% czasu w pracy siedzimy. W efekcie cierpimy na degenerację kośćca i problemy z kręgosłupem. Pomysł na to by realnie i efektywnie mierzyć ilość wysiłku fizycznego jaką pracownik ma w pracy wydaje się sensowny. Jak jednak łatwo się domyśleć, takie urządzenie może też zostać wykorzystane przeciwko pracownikowi, który nie będzie umiał udowodnić dlaczego biegał po biurze cały dzień, skoro pracuje jako telemarketer.
Urządzenie Philipsa, które na razie testuje 25000 amerykańskich pracowników, a mają testować je również Brytyjczycy, poza ilością kroków, oraz wskazaniami ile % dziennego zapotrzebowania na ruch zostało zaspokojone, przelicza też ilość spalonych kalorii. Amerykanie mają już kilka programów walki z otyłością wśród pracowników. Licznik spalonych kalorii może być kolejną bronią. Wyobraźcie sobie bieżnię przy wyjściu z pracy na której musicie dobijać ilość spalonych kalorii, aby móc wyjść z budynku, albo ksero umieszczone na końcu korytarza będącego labiryntem i mającego tor z przeszkodami do pokonania… poważnie jednak sprawę traktując, często nie mamy świadomości tego, jak mało czasu spędzamy w ruchu – pomiar aktywności fizycznej jest zebraniem twardych danych, którym nie da się zaprzeczyć. Ja chętnie bym wytestowała takie urządzenie – a Wy?