Gdy pracownik podkrada Ci jedzenie…
Wspólna praca oznacza też nierzadko wspólną lodówkę, w której pracownicy trzymają produkty na drugie śniadanie bądź przygotowane w domu przekąski. Kiedy jednak przez pół dnia czekasz na przerwę w pracy aby w końcu móc zjeść Twoją ulubioną kanapkę z szyneczką i sałatkę cesarską, którą przygotowała Ci kochana żona, a po otwarciu lodówki okazuje się, że kanapka zniknęła a sałatki została połowa, można się poważnie zirytować. Czy zdarzył ci się podkradający jedzenie z lodówki współpracownik? A może nawet sam szef? Co można zrobić w takiej sytuacji?
Jeśli wiesz kto jest sprawcą znikających kanapek sprawa jest najprostsza – wystarczy pójść i wprost powiedzieć, że sobie podkradania nie życzysz. Czasem, podkradający jedzenie pracownik nie ma poczucia, że robi coś złego, a lodówkę w pracy traktuje jak „samonapełniające się wspólne dobro”. Trzeba mu wytłumaczyć, że tak nie jest. Bywa też tak, że pracownik uważa że jest tak sprytny, że nikt nie podejrzewa, że to właśnie on jest odpowiedzialny za znikające produkty spożywcze. Samo zwrócenie mu uwagi na to, że TY wiesz, może załatwić sprawę.
Jeśli nie wiemy, kto podkrada jedzenie z lodówki sprawa jest nieco trudniejsza, ale również możliwa do opanowania. Pierwszym etapem walki z kanapkowym złodziejem może być „wywiad środowiskowy”, czyli pytanie innych współpracowników czy im też ginie jedzenie i czy mają podejrzenia co do tego, kto jest za ową sytuację odpowiedzialny. Jeśli przy okazji trafisz na złodzieja, sam fakt tego, iż rozpocząłeś śledztwo może powstrzymać go przed zaglądaniem do cudzych pudełek na śniadanie. Jeśli to nie pomoże, to przynajmniej zidentyfikujesz sprawcę. Wtedy wracamy do początku i tłumaczymy pracownikowi niestosowność jego zachowania.
Są jednak pracownicy wyjątkowo oporni na prośby, którzy nadal podkradają jedzenie innym współpracownikom. W takiej sytuacji również mamy kilka wyjść:
- wyjście łagodne – każdy na własnych produktach spożywczych przykleja karteczkę z nazwiskiem, tak by oznaczyć swoją własność. Bardziej „spersonalizowane” jedzenie powstrzyma część pracowników. Nie ma bowiem wtedy poczucia że bierze się „wspólne” ale bierze się zdecydowanie „czyjeś” jedzenie.
- wyjście rozważne – kupujemy pudełko na lunch zamykane na kluczyk (bądź do zwykłego pudełka kupujemy łańcuch z kłódką.) Mamy kluczyk i nikt nam się do jedzenia nie dobierze.
- wyjście komunalne – zamiast kupować osobno produkty na lunch, robimy listę najpopularniejszych dodatków kanapkowych, mleka itd i raz w tygodniu robimy zakupy dla całego biura. Każdy może korzystać, każdy się składa. Takie rozwiązanie ma jednak swoje wady. Nie da się jeść po równo i siłą rzeczy trzeba ograniczyć się do zaledwie kilku produktów. jeśli więc jedna osoba lubi w pracy mule, a druga kiszone ogórki to porozumienie może być trudne.
- wyjście ekstremalne – przygotowujemy bardzo ładnie wyglądającą, ale jednocześnie wyjątkowo niesmaczną kanapkę- np. do środka wkładamy ogromną ilość niezwykle ostrych papryczek chilijskich. Jeden kęs naszej specjalnej kanapki może oduczyć złodzieja podkradania.
- wyjście ekstremalnie niebezpieczne – do naszego jedzenia dodajemy środków przeczyszczających – wyjście nie polecane ze względu na możliwość rzeczywistego zaszkodzenia współpracownikowi. A niezależnie od tego jak nas irytuje, nie chcielibyśmy mieć go na sumieniu.
W ostateczności można kupić zapleśniały woreczek do kanapek.
Macie jakieś inne pomysły? Zdarzyły Wam się podobne sytuacje?