Artefakty rekrutacji – metoda Mertona…
… czyli cechy wypisane na twarzy
Kandydaci do pracy często skarżą się na zbyt uciążliwe, niepotrzebne czy długie procedury rekrutacyjne, zbędne – ich zdaniem – w większości przypadków.
Coś w tym jest. Patrząc na historię, było kilka niezbyt udanych metod, nie tylko nieskutecznych, ale również prowadzących do sporej ilości błędów. Wśród nich metoda Mertona.
Holmes W. Merton był twórcą oraz propagatorem idei „czytania z twarzy”. Założenie było takie, że człowiek, w czasie swojego rozwoju, poprzez częstą prezentację określonych emocji rozwija pewne części swojej twarzy bardziej niż inne. Dlatego ktoś, kto często tłumi złość będzie miał wąskie usta, a ktoś, kto często się zastanawia i ma skłonności analityczne, będzie miał wysoko położone łuki brwiowe. Ta teoria mimicznej predestynacji ukuta została pod koniec XIX wieku, ale w początkach XX wieku zaczęto ją stosować w rekrutacji.
Polegało to na tym, że wynajmowało się „ekspertów” biegłych w czytaniu z twarzy. Oceniali, czy dany rozmówca nadaje się na stanowisko managerskie lub ma określone kompetencje. Metoda stosowana była do końca lat 40. XX wieku… Teraz wiadomo, że choć emocje „gromadzące” się w ciele mogą wpływać na naszą postawę, sposób chodzenia czy niektóre elementy ukształtowania twarzy, to po kształcie małżowiny usznej nie da się wiele powiedzieć o charakterze człowieka.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że to już pieśń przeszłości. Według Richarda Conniffa, autora książki „Korporacyjne Zwierzę”, niektórym firmom doradza niejaki Mac
Fuller, który określa, czy ktoś będzie dobrym kierownikiem, np. na podstawie układu jego brwi.
InfoPraca.pl