Siłownia pracownicza – dobry czy zły pomysł?
Czy zmieniłby się Wasz stosunek do przełożonego, jeśli zobaczylibyście jak na ławeczce wyciska 150 kg? Czy wspólne ćwiczenie na siłowni po pracy może poprawić atmosferę w firmie? Coraz więcej firm (zwłaszcza w USA uważa, że tak).
Z badań Society for Human Resource Management wynika, że co piąty pracodawca zapewnia swoim pracownikom dostęp do wybranej siłowni lub centrum fitnessu. Najczęściej są to siłownie zlokalizowane w pobliżu biura, w centrach biznesowych. Niekiedy własne, mini siłownie w biurach. Powodów takiego działania jest kilka. Przede wszystkim, bezpłatny dostęp do możliwości pracy nad kondycją fizyczną sprawia, że pracownicy chętniej korzystają z takiej opcji, a dbając o kondycję stają się zdrowsi i bardziej efektywni w pracy. Kolejną korzyścią jest zacieśnianie więzów między pracownikami – nie każdy przecież chętnie pójdzie na imprezę pracowniczą – ich zastępnikiem może być właśnie wspólna aktywność fizyczna – czy to w postaci ćwiczeń na siłowni czy meczu siatkówki. Wspólne ćwiczenia pozwalają się też zrelaksować, dlatego też cześć pracodawców zachęca pracowników do korzystania z siłowni w czasie przerwy na lunch (czyli w bezpłatnym czasie pracy). Pół godziny aktywności energetyzuje i oczyszcza umysł – pozwala pracować efektywnie przez kolejne 4 godziny.
Oczywiście z pracowniczą siłownią wiążą się też trudności – czy można wyciskać na ławeczce więcej niż twój manager? Czy na pewno chcemy oglądać naszego szefa w dresie? Jak poradzić sobie ze wstydem związanym z nadwagą czy brakiem kondycji?
Czy gdyby Wasza firma zapewniła Wam dostęp do siłowni lub innej formy aktywności korzystalibyście z tego? Nie mówię tu o kartach wstępu, które wykorzystujemy po pracy w różnych godzinach, ale o wspólnym uczestnictwie w zajęciach – czy możliwość rozegrania z kolegami z pracy meczu piłki nożnej czy zajęć z zumby byłaby według was dobrym pomysłem?