Jakich komunikatów o pracy nie umieszczać w mikroblogach?
Z mikroblogów korzysta coraz więcej Polaków. Szacuje się, że użytkowników Blip’a jest 60.000 a Twittera 150.000. Mikroblogi można wykorzystać do szukania pracy. Można też przez nie pracę stracić. Wielu pracowników korzysta z mikroblogów w czasie pracy lub (nawet po pracy) o pracy mówi. Nie zawsze jest to rozsądne, o ile bowiem ustawienia prywatności w Facebooku pozwalają przynajmniej zminimalizować ryzyko tego, że Szef odkryje co myślimy o naszej pracy (o ile nie mamy go w znajomych) o tyle na mikroblogu się nie ukryjemy – wszystko jest bowiem dostępne. Wystarczy by Szef znał naszego Nicka. O czym zatem nie mikroblogować*?
O tym, jak bardzo nie lubimy naszej pracy
To chyba najpopularniejsze, poza informacjami o tym jak bardzo pracę chcemy zmienić, wpisy na mikroblogach. Przede wszystkim informują naszego szefa o tym, że nie jesteśmy zadowoleni ze swojej pracy, że być może w związku z tym będziemy chcieli ją zmienić i że jesteśmy na tyle nierozsądni by mówić o tym wprost. Po takim wpisie znacznie łatwiej usłyszeć „jak ci się nie podoba, to do widzenia”.
O chęci zmiany pracy
Choć zasady networkingu mówią o tym, by szukać opcji rozwoju kariery wszędzie gdzie się da, to z umieszczaniem informacji o szukaniu pracy w sytuacji, w której wciąż pracujemy na etacie u innego pracodawcy (który nie podejrzewa, że chcemy go opuścić) jest dość ryzykowne. Może się okazać, że zanim to my przyniesiemy wypowiedzenie, zostanie ono wręczone nam.
O tym, że nie pracujemy w pracy
Komunikaty o tym, że się nudzisz, nie masz nic do roboty, albo właśnie przez 3 godziny grałeś w Farmville nie pozwolą ci zdobyć premii dla najbardziej zaangażowanego pracownika. Oczywiście, jeśli przeczyta to Twój przełożony, możesz być prawie pewien, że ilośc twoich obowiązków wzrośnie – tylko czy na pewno o to chodzi? Jeśli chcesz większej ilości zadań i odpowiedzialności, lepszą metoda niż blip jest powiedzenie tego przełożonemu na spotkaniu.
O tym, jak nie lubimy naszych kolegów
Obrażanie kolegów lub upublicznianie naszego pogardliwego względem nich stosunku również ma krótkie nogi – nie wiemy bowiem czy wśród blipujących osób nie czai się Kasia z księgowości lub Zbyszek z marketingu. Zatem o kolegach z pracy lepiej się nie wypowiadać, chyba że są to ewidentnie żarty o których koledzy ci wiedzą i nie mają nic przeciwko nim.
O kiepskich warunkach pracy
W tym przypadku nie chodzi tylko o to, że pokazujesz swoje niezadowolenie, ale również o to, że robisz pracodawcy czarny PR. Jeśli np. tylko Ty masz niską pensję (a inni nieco lepszą), to pracodawca poczuje się zniesławiony. A nawet jeśli warunki pracy są kiepskie, to znacznie lepszym rozwiązaniem jest porozmawianie o tym z pracodawcą, a nie skarżenie się całemu światu. Brak podania nazwy firmy nie jest tu rozwiązaniem – bardzo często stosujemy bowiem ten sam nick w wielu aktywnościach w Sieci i dowiedzieć się gdzie pracujesz (i gdzie są tak kiepskie warunki) nie jest trudno – a twoi znajomi, którzy obserwują Cię na Twitterze lub Blipie i tak z reguły wiedza gdzie pracujesz.
O tym, że nasz szef nie jest Adonisem
Wskazywanie na brak przymiotów u naszego przełożonego – czy to intelektualnych czy też związanych z aparycją nie pozbawi nas raczej pracy, ale może sprawić, że szef nagle zacznie od nas wymagać nieco więcej, lub stanie się opryskliwy. Możemy też pożegnać się z premią. Pamiętajmy, że nawet jeśli piszemy coś na mikroblogu w dobrej wierze, to niestety jest to słowo pisane – nie ma tu ekspresji emocji tak, jak w przypadku kontaktu twarzą w twarz. Zatem, nawet kiedy przekazujesz coś, co w Twoim mniemaniu jest komplementem, dla drugiej osoby może oznaczać wbitą w udo szpilę.
O tym, że ciężko wydane na nasz rozwój pieniądze zostały wyrzucone w błoto
Jeśli uczestniczyłeś w szkoleniu, które niczego cię nie nauczyło, znacznie lepszym rozwiązaniem niż mówienie o tym przez Twittera jest przekazanie informacji zwrotnej osobie, która szkolenie organizowała – dzięki temu, nie wybierze ona tej samej firmy szkoleniowej ponownie. Pisanie o tym na mikroblogu może zaowocować tym, że więcej na żadne szkolenie nie pojedziemy – zwłaszcza jeśli oficjalnie powiedzieliśmy, że było bardzo udane.
*W artykule wykorzystano oryginalne wpisy blipowe i tweety użytkowników z zachowaniem ich prywatności.