Jak wykorzystać święta, by zwiększyć szanse na pracę?

Mamy przed sobą dwa dni lenistwa i nic nie robienia. Można ten cały czas spędzić przed telewizorem. Można pojechać na narty (choć pogoda raczej mało śnieżna). Można też, zadbać o swoją przyszłośc zawodową – wbrew pozorom, okres między świętami wcale nie jest taki zły na szukanie pracy. Konkurencję mamy mniejszą, a tuż po świętach rekruterzy i szefowie będą sprawdzać skrzynki mailowe patrząc czy czasem jakieś CV się nie pojawiło. Macie wtedy większe szanse na to, że zostaniecie zauważeni.

Jak zatem wykorzystać najbliższe 2 dni na to, by sobie szanse na pracę zwiększyć?

Stworzenie kilku wersji CV

Niestety czasy, w których jeden życiorys mógł nam wystarczyć na wszelkie oferty pracy dawno minął. O ile nie masz bardzo ściśle określonej ścieżki kariery (np. idziesz ścieżką programisty i co najwyżej dodajesz do CV kolejne języki programowania), dobrze mieć kilka wersji CV dopasowanych zarówno do stanowisk pracy na jakie kandydujesz jak i do tego, by móc w zależności od ogłoszenia wysyłać CV chronologiczne bądź funkcjonalne. Warto też przyjrzeć się swojemu CV, jeśli go dawno nie aktualizowałeś, uzupełniając je o brakujące informacje oraz usuwając artefakty, które nadal wpisujemy z przyzwyczajenia (jak np. znajomość programu Word, która nie jest teraz jakimś wyczynem o którym warto pisać w CV).  Warto też zastanowić się, czy nie warto stworzyć nieco mniej standardowej wersji CV i dodać jakieś elementy graficzne, które pozwolą Ci wyróżnić swoje CV.

Stworzenie portfolio

Zbiór dokonań, które można przesłać pracodawcy nie dotyczy już tylko grafików czy artystów, ale jest dostępny niemalże w każdej pracy – jeśli jesteś marketingowcem, możesz zawrzeć w nim case study kampanii, przy których brałeś udział. Inżynierem – opis projektów w jakich uczestniczyłeś. Sprzedawcą – opis tego, w jakich branżach działałeś oraz jakie budżety udało ci się pozyskać. Portfolio jest wspaniałym dodatkiem, bo nie tylko daje dodatkowe informacje, ale od razu pokazuje pracodawcy na co cię stać – a to ty zarządzasz tymi informacjami. Portfolio możesz przygotować w wersji wysyłanej elektronicznie (np. .pdf) lub online – na własnej stronie internetowej lub w serwisie społecznościowym.

Stworzenie własnej strony

Wydaje ci się to bardzo trudne? Na szczęście wcale takie nie jest. Obecnie mamy do dyspozycji bardzo dużo możliwości, dostępnych również dla osób, które nie mają pojęcia o programowaniu, ale za to potrafią po prostu uważnie czytać instrukcje.  Takie serwisy jak wix.com , jimdo, weebly, witryny Google czy programy darmowe takie jak Raptor Web Designer pozwalają stworzyć prostą stronę w zaledwie kilka chwil i naprawdę nie musisz być grafikiem lub programistą.  Dla osób powyżej 45 roku życia, taka własna strona – wraz z informacją o tym, że sami ją zrobiliśmy – jest tak naprawdę kolejnym punktem w CV, bo świadczy o tym, że nie jest się na bakier z nowymi technologiami.

Uzupełnienie profili w profesjonalnych serwisach społecznościowych

Coraz częściej osoby zajmujące się rekrutacją sprawdzają to, co o kandydatach mogą dowiedzieć się w Internecie. Nie chodzi tu nawet o sprawdzanie tego, na czym można kandydata „złapać” (czyli np. kompromitujące zdjęcia”, ale o zwiększenie informacji o kandydacie. Wielu rekruterów oraz szefów firm, poszukuje również kandydatów w serwisach społecznościowych takich jak Goldenline czy LinkedIn. Jeśli nie masz tam profilu, zmniejszasz swoje szanse na to, by zostać znalezionym przez osoby poszukujące pracowników. Przygotowanie dobrego profilu zajmuje czas – trzeba uzupełnić historię zatrudnienia, wybrać odpowiednie słowa kluczowe, po których będzie można nas znaleźć, wybrać zdjęcie, pomyśleć o tym, kogo można poprosić o rekomendacje w serwisie, dołączyć się do odpowiednich grup zainteresowań. Kilka godzin nam na to zejdzie – dlatego dobrze mieć sporo czasu na to, by zacząć zabawę w tego typu serwisie. Im więcej jednak czasu poświęcimy na nasz profil na początku, tym większy będzie odzew i szanse na to, by ciekawa oferta pracy się pojawiła lub osoba sprawdzająca nasz profil przed rozmową kwalifikacyjną uznała, że ma do czynienia z wartościowym kandydatem.

Niestandardowa aplikacja

A może warto pomyśleć o tym, w jaki sposób można dotrzeć do wymarzonego pracodawcy i przekonać go do siebie? Kilkakrotnie pisałam o pomysłach, jakie mieli kandydaci, którym bardzo zależało na pracy w konkretnej firmie. Tworzyli oni prezentacje, gry czy wdrażali różne nietypowe pomysły po to, by pracodawcy ich zauważyli. Nie zawsze to działało – niekiedy praca przychodziła z zupełnie innej strony, od innego pracodawcy, ale … jakiś „ruch w interesie” z reguły się pojawiał. Czas Świąt można zatem wykorzystać na to, by poszukać inspiracji, rzucić okiem na to, co zrobili inni i zastanowić się nad tym, co mogłoby wystarczająco zaskoczyć naszą wybraną firmę, by ta zdecydowała się do nas zadzwonić i spotkać. Taki projekt jest na pewno czasochłonny, ale jeśli inne metody nie przynoszą rezultatu, to być może warto go zainwestować – zwłaszcza, że mamy go teraz dość dużo.

Wykorzystanie social media

Takie serwisy społecznościowe jak Facebook czy Google+  pozwalają również na znalezienie ciekawej oferty pracy – szczególnie takiej, której nie znajdziecie w serwisie ogłoszeniowym. Dużo pracodawców właśnie tak umieszcza ogłoszenia, bo może to zrobić bezpłatnie. Dlatego warto śledzić grupy poświęcone szukaniu pracy – najczęściej są to grupy tematyczne, związane z określoną branżą. Nie masz konta w serwisie społecznościowym i nie chcesz zakładać? Możesz zawsze założyć fałszywe konto – pod innymi danymi personalnymi. Wyszukanie grup wymaga nieco samozaparcie – niestety wyszukiwarka Facebooka jest dość mało intuicyjna i nie pozwala na przeszukiwanie wszystkich grup – musimy zatem wpisywać w wyszukiwarkę słowa kluczowe, które wiążą się z naszą branżą lub zawodem.  Kilka przykładów :

Warto też rzucić okiem na Twitter’a – wprawdzie w Polsce to niezbyt popularne medium, ale wiele firm umieszcza tam swoje ogłoszenia – wystarczy wybrać firmy, które nam się podobają  i dodać do obserwowanych.

Gorąco zachęcam do nie zmarnowania czasu przed telewizorem – zwłaszcza, że na święta i tak nic ciekawego w nim nie zobaczymy.