Dlaczego warto zbierać doświadczenia zawodowe już podczas studiów?

Student do 26 roku życia, niepalący, bez rodziny, znajomych, dodatkowych pasji, dyspozycyjny 24 h/ 7 dni w tygodniu. W zasadzie to również taki, który nie potrzebuje snu, jedzenia i który nie opłaca co miesiąc rachunków. Bez zobowiązań, zbędnego balastu w postaci partnera. Biegły język angielski plus drugi język obcy, prawo jazdy kategorii B i obsługa wózka widłowego. Nienaganna aparycja i kreatywność. W grę wchodzi również co najmniej 2-letnie doświadczenie w zawodzie. O czym, a raczej o kim mowa? O pracowniku idealnym.

Ten mały wywód powyżej miał Wam uświadomić kilka rzeczy.
Primo – każda praca wymaga poświęceń.
Secundo – połączenie życia prywatnego z życiem zawodowym jest nie lada wyzwaniem, to troszeczkę syzyfowe prace, nieustanna orka, która często nie przynosi większych rezultatów i w ostateczności cierpi albo jedna sfera, albo druga.
Tertio – konkurencja na rynku pracy w dobie szerzącej się fali krytyki i pastwienia się nad studentami czy absolwentami kierunków humanistycznych jest ogromna, a co za tym idzie – „lekkie pióro” czy wiedza na temat tego, czym jest Bressonowska koncepcja decydującego momentu już nie wystarczą, żeby wyżyć od pierwszego do pierwszego, czy świętować Matki Boskiej Pieniężnej, jak niektórzy studenci zwykli nazywać „dzień przelewów”.

Przeciętny dwudziestokilkulatek przeglądając portale internetowe z ofertami pracy i czytając ogłoszenia, z nagłówków których wręcz krzyczą słowa
– „wymagania – minimum 2 lata doświadczenia”
– „aplikacje osób bez doświadczenia na wyżej wymienionym stanowisku nie będą brane pod uwagę”
– „od kandydatów wymagamy doświadczenia w pracy na podobnym stanowisku” najprawdopodobniej zamknie przeglądarkę, wyłączy laptopa, zadzwoni do kumpla i pójdzie na piwo stwierdzając, że „w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem” jak mawiał Naczelny Bezrobotny RP Ferdek Kiepski ze „Świata wg Kiepskich” – serialu komediowego, który większość z nas zna jeszcze z czasów błogiego dzieciństwa.

Patrząc na to trzeźwym okiem, to znaczy dwudziestoletnim okiem człowieka, który dopiero zaczął edukacyjną ścieżkę na uczelni wyższej – perspektywa pracy jest zazwyczaj tak odległa jak wizja jutrzejszej wizyty na Marsie. Jednakże odwracając sytuację i spoglądając na nią trzeźwym okiem człowieka, który musi jeść, a żeby coś włożyć do garnka trzeba na to najpierw zarobić – owa perspektywa może ulec nagłej minimalizacji.

W tym momencie należy zadać pytanie – no i co z tym doświadczeniem, którego wszyscy wymagają, a którego ja jeszcze nie posiadam? Drodzy Państwo, w takiej sytuacji nie ma co się nad sobą rozczulać, tylko najzwyczajniej w świecie spiąć się i zacząć szukać. Tak, szukać. Żeby headhunterzy się o nas bili potrzeba wielu lat ciężkiej harówki i niezwykłych osiągnięć na niwie zawodowej. Także nie ma co czekać z założonymi rękoma – trzeba działać.

Wizja łączenia studiów z pracą, która w przypadku studentów jest płatna gorzej niż źle, albo jest po prostu formą czysto wolontariacką dla niektórych jest równie abstrakcyjna, co niektóre skecze Latającego Cyrku Monty Pythona, ale zaświadczam Wam, że niczego za ładne oczy czy długie nogi się od pracodawcy nie dostanie.

Dlaczego warto zbierać doświadczenie zawodowe podczas studiów i jak to zrobić – ktoś zapyta. Dlaczego? Poszerza to nasze horyzonty, możemy poznać nowych ludzi, działanie firm od tzw. kuchni, a co za tym idzie rynek pracy od środka, a nie z opowiadań, czy artykułów. Nie bez znaczenia są również: umiejętność pracy w grupie, czy pod presją czasu, co w dzisiejszych czasach jest szumnie nazywane „kompetencjami społecznymi”.

Wierzcie mi – codzienny kontakt z ludźmi rozwija te umiejętności samoczynnie, jakby automatycznie. Pracodawca nie jest w stanie ich zweryfikować czytając nasze CV, ale podczas rozmowy kwalifikacyjnej, czy dnia próbnego ależ i owszem.

Co przemawia jeszcze za odbywaniem staży i praktyk podczas studiów?
Znajomości. Pracodawca mający do wyboru obcą osobę, człowieka X, którego jeszcze nie zna i którego wszystkiego musiałby nauczyć oraz człowieka Y, którego poznał, kiedy ten u niego pracował – wie na co go stać, jakie ma pomysły, jakie są jego wady i zalety, wybierze oczywiście człowieka Y, przy którym nie będzie musiał marnować swojego czasu i pieniędzy na kolejne szkolenia, nie mając pewności, czy nowy pracownik się sprawdzi.

Potencjalna praktyka jest szansą na rychłe zatrudnienie, o ile się sprawdzimy i pokażemy pracodawcy, co zyska dzięki nam w swojej firmie.

Ktoś powie, że „za darmo nie robię, nie jestem głupi”. Głupcami są Ci, którzy nie dostrzegają potrzeb współczesnego rynku, którzy się tym nie interesują i liczą, że po studiach praca sama się dla nich znajdzie, czy wręcz sama ich znajdzie. Pamiętajcie, że przeciętny staż czy praktyki trwają optymalnie miesiąc do trzech, a dają nam szereg możliwości, nowych umiejętności, wpis do CV, który udowadnia naszą tezę, że jesteśmy pracowici i kreatywni, że „idealnie nadajemy się na to stanowisko”.

Gdzie szukać? W gazetach i portalach branżowych. Na stronach firmowych, na portalach z ofertami pracy. Jeżeli potrafi się dobrze szukać – w ogłoszeniach można tak naprawdę przebierać. Przy wielu uczelniach egzystują biura karier mające za zadanie pomóc młodemu studentowi czy absolwentowi rozpoczęcie kariery zawodowej.

Pamiętajcie, że nikt za Was zarabiać nie będzie i zamiast narzekać, że w tym kraju nic się nie dzieje, że trzeba stąd uciekać, że nie ma tutaj perspektyw, trzeba je samemu odkrywać. Jeżeli nie wie się o istnieniu wielu instytucji, to nie ma się pojęcia, że perspektywy są, albo że można je stworzyć samemu. Wiedza bierze się z doświadczenia, a rezultatów nie osiągnie się leżąc cały dzień na kanapie i czekając, aż coś „samo się” znajdzie. „Się” to trzeba wziąć do roboty.

Dominika Pacyńska, w: tojakobieta.pl

Tagi: