Dziwaczne pytania na rozmowach kwalifikacyjnych nic nie wnoszą…

Pamiętacie listę nietypowych pytań zadawanych na rozmowach kwalifikacyjnych przez różne (nierzadko bardzo znane) firmy? Pytania typu „maili wysyłają dziennie mieszkańcy Torunia” może wprawić kandydata w osłupienie. Ci, którzy zadają tego typu pytania twierdzą, że dzięki nim mogą zbadać to jak kandydat myśli. Teraz vice prezes ds. zasobów ludzkich w Google (firmy która zasłynęła takimi pytaniami) – Laszlo Bock – twierdzi, że nie wnoszą one nic do rekrutacji.

Google, które dziwacznych pytań u siebie zakazało, było jedną z tych firm, które stosowały je namiętnie. Laszlo Bock w wywiadzie dla New York Times podkreślił jednak, że nie mają one tak naprawdę wartości w świetle oceny tego, czy kandydat będzie dobrym pracownikiem. Po porównaniu danych dotyczących sposobu rekrutacji kandydatów i tego, jak radzili sobie oni później w pracy w Google odkryto, że nie ma żadnego związku między tymi pytaniami a wynikami w pracy. Po co zatem rekruterzy je zadają? Zdaniem Laszlo po to, by sami mogli poczuć się mądrymi i sprytnymi.

Jak tą wiedzę możecie wykorzystać? Otóż jak następnym razem na rozmowie kwalifikacyjnej ktoś zapyta was o to dlaczego studzienki ściekowe są okrągłe, to powiedzcie, że według Laszlo Bocka, który rekrutuje dla Google, tego typu pytania są bez sensu i nie mają żadnego związku z późniejszymi wynikami kandydata (możecie też dodać „ale jeśli to Panią bawi, to odpowiem na to pytanie”). Jak rekruter przełknie dumę i przejdziecie dalej to super. Jeśli nie – to czy warto płakać nad utratą szansy na pracę w firmie, w której zatrudniane są niekompetentne osoby?