Roczne urlopy dla wypalonych – pomysł miły, ale mało realny

Wczoraj w mediach pojawiła się ciekawa informacja – PO chce wprowadzić roczne, płatne urlopy dla wypalonych pracą pracowników. Przyznam szczerze, że dawno się tak nie uśmiałam.

Oczywiście wizja opłaconego roku urlopu jest kusząca (dla mnie również), ale bądźmy szczerzy – kto ma za to zapłacić? Jak na razie, wizja jest taka – pracownikowi raz w ciągu życia zawodowego przysługiwałaby możliwość udania się na płatny, roczny urlop. W zamian wydłużeniu o tej jeden rok, uległby okres emerytalny. PO pomysł swój motywuje tym, że jesteśmy wypaleni zawodowo (czeka to wg badań 40% pracowników) – zatem urlop mógłby pomóc z tym wypaleniem walczyć. Pracodawca zyskiwałby na nowo chętnego do pracy i zaangażowanego pracownika. Urocza mrzonka. Jak podają media, rząd ma w ciągu najbliższych tygodni zastanowić się kiedy takie urlopy mogłyby wejść w życie. Moment – a nie należy najpierw zastanowić się kto za to zapłaci?

Możliwe opcje:

Za urlop płaci pracodawca – sytuacja dla Państwa idealna. Dla pracodawcy niekoniecznie, gdyż musi w tym czasie zatrudnić inną osobę po to, by wykonywała pracę wypalonego. Według PO urlop przysługiwałby około 30 stki lub 50 tki – zatem, jeśli urlopy byłyby dla pracodawcy przymusem na pewno zwiększyłaby się ilość pracy dla młodych – każdy 29 latek szedłby bowiem do zwolnienia. Opłacenie rocznego urlopu by pracownik nie był wypalony może mieć sens w sytuacji w której mamy rynek pracownika – teraz mamy sytuację odwrotną. Wypaliłeś się? Twój szef wymieni cię na nie wypalony model, bo bezrobocie jest na tyle wysokie, że można tak zrobić. Trudno znaleźć specjalistów? No cóż, gdybyś poszedł na urlop twój szef i tak musiałby kogoś znaleźć, zatem równie dobrze, może cie na taką osobę wymienić. Gdyby dodatkowo wartość wynagrodzenia na urlopie uzależniona była od pensji na umowie, mamy kolejny powód do tego, by zatrudniać pracowników na umowy o dzieło i zlecenia bądź by płacić pod stołem, a na papierze mieć jedynie najniższą krajową. Czy więc na tym zyskamy jako pracownicy?

Za urlop płaci Państwo – z czego? Skoro ZUS ledwo zipie? Nawet gdyby taka sytuacja zaistniała, szybko wymyślilibyśmy jak to wykorzystać. Przypuszczam bowiem, że zamiast na urlop spora ilość osób szła by do … pracy. Wyobraźcie to sobie – idziemy oficjalnie na urlop, z ZUS bierzemy kasę, a jednocześnie pracujemy nadal u tego samego pracodawcy – tym razem za wypłatę na lewo. I mamy przez rok podwójne zarobki! W korpo nie przejdzie, w małych firmach – jak najbardziej.

Jak na razie płatne urlopy roczne mają nauczyciele – 3 w ciągu życia po każdych 7 latach pracy – różnica polega jednak na tym, że urlopy te opłacane są z budżetu, którego na pewno nie stać na urlopy dla wszystkich – nie z kieszeni prywatnego pracodawcy.

Oczywiście, gdybyśmy mieli zdrowy rynek pracy – wszystko zgodnie z prawem, brak bezrobocia i rozumienie znaczenia roli pracownika w pomnażaniu dochodu firmy przez pracodawców, to roczny urlop powitalibyśmy z radością. W dzisiejszych czasach mam jednakże same czarne wizje na temat efektów tego udogodnienia (choć nie powiem, że mi się taki urlop nie marzy…)

A wy co o tym sądzicie?

Tagi: