10.000 kroków dziennie, by pracownik był w formie

Zdrowie pracowników, to temat który coraz mocniej nurtuje zarówno te największe korporacje, jak i mniejsze firmy. W Polsce programów zdrowotnych dla pracowników nie mamy zbyt wiele – z reguły sprowadzają się one do prywatnej opieki medycznej. Jakiś czas temu, program wellness wprowadził BPH – czy przełoży się on na zmniejszoną absencję, czas pokaże. Może niedługo dogonimy USA, gdzie programy zdrowotne są tak rozbudowane, że nierzadko naprawdę trudno jest nie dbać o linię i nie być fit.

Monitoringi zjadanych kalorii, zintegrowane z komputerem w pracy aplikacje pozwalające zarządzać posiłkami i ich wartością odżywczą, karnety na siłownię, zamawiane przez firmę zdrowe lunche, wizyty dietetyków, telefony zaufania dla grubych pracowników – to jedynie niektóre z pomysłów na zmuszenie pracowników do tego, by byli zdrowsi i przez to nie chorowali zanadto, narażając firmę na straty. Programy takie, obecnie wdrożone ma 60% dużych firm w USA. O kilku programach już pisałam – te najbardziej zaawansowane ingerują w praktycznie każdą decyzję żywieniowo – ruchową pracownika. AstraZeneca kupiła nawet swoim pracownikom pedometry i nakazuje im wykonywać 10.000 kroków dziennie. Czy przy 9000 pracowników takie działania się opłacają?

Firma twierdzi, że tak – zakup pedometrów i monitoring tego, czy pracownicy rzeczywiście wystarczająco dużo chodzą (a także prowadzenie programów, które przekonały pracowników do tego że warto o siebie dbać), kosztuje firmę około 5$ na pracownika miesięcznie. Oszczędności, AstraZeneca szacuje na 6,33$ na głowę miesięcznie – zarobek więc jest i choć nie jest wielki, to firma zyskuje podwójnie, pracownicy uważają bowiem, że pracodawca dobrze o nich dba.

Programy, które zachęcają nas do tego by dbać o zdrowie w epoce rosnącej otyłości oraz zwiększonej ilości chorób serca są jak najbardziej korzystne. Nie mogę jakoś jednak oprzeć oprzeć się wizji pracowników, spacerujących wokół stołu konferencyjnego niczym Dulski , pod czujnym okiem żony… tzn. szefa.