Jesteś wybredny w kwestii pracy? Możesz wylądować w McDonald

W Wielkiej Brytanii bezrobocie rośnie. Jednocześnie (zupełnie jak u nas) są pewne stanowiska na które ciągle jest nabór – problem zaś polega na tym, że ludzie nie chcą tam pracować. I nie chodzi tu nawet o warunki pracy czy pensje, ale o status pracy i myślenie „jestem lepszy i stać mnie na więcej”. W czasach recesji trzeba jednak myśleć o zapłacie rachunków a nie tylko własnych ambicjach – do takiego przynajmniej wniosku doszedł McDonald oraz brytyjska organizacja JobCentres, zajmująca się osobami bezrobotnymi. W życie ma wejść program, w którym długotrwale bezrobotny (min 6 miesięcy), niezależnie od swego wykształcenia czy statusu „sprzed bezrobocia”, będzie kierowany do pracy w McDonaldzie.

Złote łuki, potrzebują w Anglii blisko 6.000 pracowników. Tylu bezrobotnych spokojnie się znajdzie, gorzej jednak z tymi którzy rzeczywiście chcą przewracać hamburgery. A jako że opieka społeczna w Wielkiej Brytanii jest bardziej szczodra niż u nas, „przymusowe roboty” w McDonaldzie mogą być receptą na nie pracowanie z powodu „niżej niż kierownik działu z wysoką pensją nawet nie mierzę”. Z drugiej strony, do programu przyjmowani będą wszyscy kandydaci, przysłani przez JobCentres. Nie będą musieli oni przedkładać CV, więc nie będzie możliwości „odpadnięcia przy rekrutacji”. Każdy dostanie 3 tygodnie czasu na zaznajomienie się z obowiązkami i próbny okres. Jeśli się sprawdzi, będzie mógł zostać, niezależnie od tego jakie wykształcenie i doświadczenie ma wpisane w CV.

Ekonomicznie, pomysł dobry. Społecznie – trudno określić. Chyba nie chciałabym aby ktoś kazał mi pracować w miejscu w którym pracować nie chcę. Z drugiej strony, gdy w lodówce wieje pustką, podjąć mogłabym się każdej pracy i nieco złości mnie postawa „wolę siedzieć na bezrobociu niż pracować za 1000 zł”. Często też bywa tak, że zbyt wysokie doświadczenie nie pozwala na zdobycie „low-entry job”, czyli niewymagającej szczególnych umiejętności pracy – takie rozwiązanie pozwoli przebranżowić się hydraulikowi, czy nauczycielce geografii.

A wy jak uważacie? Dobry pomysł, czy kiepski?

źródło: examiner.co.uk